Po co komu ten spis?

W drugi dzień świąt, mając chwilkę czasu, postanowiliśmy wypełnić obywatelski obowiązek, zatem przystąpiliśmy do „spisu”. I przeżyliśmy zaskoczenie, bo pewną wiedzę o statystyce mamy.
Szumnie reklamowany Narodowy Spis Powszechny zawiera nie tyle osobliwe, co całkowicie zbyteczne pytania o oczywiste dane, dostępne „od zawsze” w różnych państwowych, samorządowych lub prawnych rejestrach i ich potwierdzanie żadnej odkrywczej wiedzy nie wprowadza. Tym bardziej że nieliczne, bardziej interesujące kwestie (wyznanie, narodowość, relacje życiowe) mają charakter fakultatywny i można się od nich uchylić. GUS z wypełnionego kwestionariusza żadnego dodatkowego pożytku mieć nie będzie, trendów nie ustali, a jedynym beneficjentem badania mogą być formacje straży gminno-miejskiej, które otrzymają informacje: kto, gdzie i czym ogrzewa dom lub mieszkanie.
Bo co za pożytek jest z danych od dawna zamieszczonych w rejestrze PESEL? Po co potwierdzać zapisy znane z ksiąg wieczystych? Po co powielać dane, którymi dysponuje ZUS? Natomiast trzeba być mocno naiwnym, by mniemać, że ktoś odpowie twierdząco na pytanie:
„Czy w tygodniu od 25 do 31 marca 2021 r. wykonywał(a) Pan(i) jakąkolwiek pracę przynoszącą zarobek lub dochód bądź pomagał(a) bez umownego wynagrodzenia w rodzinnej działalności gospodarczej?”
Szczególnie gdy taką pracę indagowany wykonywał „na czarno”, albo w zawodzie „zakazanym” z racji ograniczeń covidowych, pracując „po cichu” w zaprzyjaźnionych domach? Polacy bywają durni, ale nie aż tak, aby podawać informacje mogące być w jakimś momencie źródłem kłopotów z fiskusem i innymi instytucjami.
A czego w spisie nie ma? Całej masy pytań dotyczących bardzo ważnych informacji związanych z aktualną sytuacją ekonomiczną, z kondycją firm, branż i zawodów, z wyznacznikami statusu materialnego w drugim roku pandemii i z życiowymi planami. Od decyzji rodzicielstwa po możliwą emigrację.
Nic się też nie dowiemy o życiu duchowym społeczeństwa, o potrzebach kulturalnych, edukacyjnych, religijnych (samo określenie wyznania niewiele wnosi). W sumie: nie dowiemy się nic istotnego o życiu polskiego społeczeństwa AD 2021. Naiwna wiara, że ktoś poda (pospołu z nr. PESEL i adresem) informację o wolnym związku, w którym funkcjonuje jest czystym surrealizmem.
Nic nie ma mamy do spisów powszechnych jako takich, ale jak sięgamy pamięcią tak źle przygotowanego kwestionariusza i całej akcji spisowej tośmy jeszcze nie widzieli. Co prawda spis nosi tytuł „Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań”, ale gdyby to była prawda – nie byłoby pytań o wyznanie i o to gdzie i na jakich zasadach ktoś z kimś sypia. Ani o dokładną datę powrotu z zagranicy.
Dlaczego GUS, instytucja obiektywnie poważna, zgodził się tak źle przygotowaną ankietę oficjalnie firmować? I komu (ewentualnie poza fiskusem) cala kosztowna akcja ma się przydać i służyć? Na to pytanie nikt pewnie nie zechce odpowiedzieć.
PS Nie wiemy, jak u innych, ale u nas, po skorzystaniu z profilu zaufanego otrzymaliśmy potwierdzenie, że my, to my, profil jest nasz i… na tym koniec. Przejście do kwestionariusza było niemożliwe. Trzeba było skorzystać z nr. PESEL i nazwiska panieńskiego naszej śp. Matki.